poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Jak radzicie sobie ze wspomnieniami?

Jak wyżej...

Będąc w Anglii poznałam kogoś wg mnie wspaniałego. Przeżyłam z tą osobą niezapomniane chwile... Było różnie ale ostatecznie jednym słowem podsumowując - wspaniale.
Teraz, gdy ja jestem w Polsce a on w Anglii to wiadomo - tęsknię. Na co dzień o nim nie myślę, ale przychodzi czas, gdy słucham piosenek, które kojarzą mi się z tamtym okresem. Okresem pobytu tam i spędzania czasu z nim. Wtedy chce mi się płakać. Bo tęsknię. Chyba nie umiem sobie z tym poradzić... Tzn. jakoś się trzymam w jednym kawałku ale są dni, kiedy mam ochotę tak porządnie się rozkleić.
Nie wiem, chyba muszę go dorwać i z nim o tym porozmawiać. Może wspólnie jakoś poradzimy sobie z tym i nam będzie lżej. Wiem, że on też za mną tęskni.

Sęk w tym, że nie mamy już takiego kontaktu ze sobą jak dawniej. Kiedyś mieszkaliśmy pod jednym dachem a teraz dobrze jest gdy raz na 2 miesiące rozmawiamy.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Co z tą miłością?!

Rany, wierzycie w "miłość przez internet"?
Jedni mówią, że "nie, nie, nie, coś takiego nie istnieje bo jak to możliwe, blablabla" a inni zaś "owszem, czemu nie? Sam/a miałem/am taki przypadek".
I właśnie ja jestem jedną z tych osób, które przez to przeszły już.
A mianowicie: gram w kilka gier online, co jest głównym źródłem moich internetowych znajomości... Z jednymi utrzymuję powierzchowny kontakt lecz wiadomo, gdy ktoś trafi się z kim naprawdę przyjemnie się rozmawia to nie sposób tego nie robić.
I tak oto mając 16 lub 17 lat poznałam przez jakąś tam grę pana P. Dziś, z perspektywy czasu uważam, że byłam młoda i głupia... Był ode mnie około 2 lata młodszy ale w ciągu półrocznej znajomości spotkaliśmy się w realu... Tak, przyjechał do mnie z drugiego końca Polski. Trwało to kolejne pół roku gdyż prawdę mówiąc - przeżyłam pewne rozczarowanie. Tak. Nie potrafiłam zadbać o siebie chyba i po prostu napatoczył mi się ktoś w internecie i myślałam, że będzie w porządku. Raczej nie było. Nie dla mnie. Oczekiwałam czegoś więcej. Jemu było wszystko jedno jak wygląda ale nie mi. Dla mnie trochu "na czasie" jest powiedzonko "jak cię widzą tak cię piszą". Może i się nie maluję, mam jakieś tam wizualne niedoskonałości ale jednak chodzę schludnie i czysto ubrana, nie wyobrażam sobie wyjść na miasto w tłustych włosach itd. No nic. Przepadło to gdzieś i dziś już tylko sporadycznie rozmawiamy na gg.

Również dziś historia mi się powtarza. Jestem już o 5 lat starsza niż wtedy i identycznie - poprzez grę poznałam kogoś. I tak oto ta znajomość okazała się mega wyjątkowa. Nie wiem czy to dlatego, że może rzeczywiście mi tu ciągle brakuje bliskości tej drugiej osoby czy dlaczego... Lecz lubię z nim rozmawiać. Poza rozmową piszemy do ciebie ciągle smsy gdy na uczelniach jesteśmy. I o dziwo wiecznie mamy o czym rozmawiać. I przerodziło to się w coś więcej niż tylko zwykła koleżeńska znajomość. Przynajmniej z jego strony. Dla niego to coś zupełnie nowego, taki stan. Dla mnie już niestety nie... Jestem ostrożniejsza, nieufna, myślę bardziej racjonalnie i póki się z nim nie spotkam to żadne związki przez internet nie wchodzą w grę... ALE też boję się tego spotkania i rozczarowania. Sama już nie wiem bo pomimo obaw i takiej "przeszłości" zabrnęłam w to tak daleko.

niedziela, 26 stycznia 2014

Uhh... Byle przetrwać

Jak zapewne większość studentów wie... Zbliża się sesja :)

Mam okazję po raz pierwszy w życiu doświadczyć sesji właśnie. I pomyśleć, że jeszcze przed studiami nie zdawałam sobie sprawy co to jest sesja. Każdy tylko, o, że sesja taka zła a tu nie taki diabeł straszny jak go malują. Teraz gdy z kimś rozmawiam, kto nie ma pojęcia o studiach - tłumaczę, że sesja to czas, w którym pisze się egzaminy blablabla.

Ostatnio mnóstwo zaliczeń a ja no cóż... Chyba jednym kłębkiem chodzących nerwów jestem chodzącym kłębkiem nerwów... I to jeszcze by było wszystko w porządku gdyby nie ta chemia! Naprawdę, poprzez zaległości w poprzednich latach nauki teraz cierpię. Cóż, zaliczenie semestru z chemii stoi u mnie pod mega ogromnym znakiem zapytania i właściwie pogodziłam się z tym, że tego nie zaliczę ale... mimo wsjo nie poddaję się.
Tak. Zamierzam walczyć do końca. Cóż, tego efektem jest dzisiejszy post. Jest noc, właśnie skończyłam pisać zadania z chemii i wybieram się spać i myślę, a cóż, zajrzę na bloga i dodam post.

Tak czasem myślę, by go czynnie prowadzić ale nie mam obecnie na to czasu. A co do zmian to oj, chciałabym wiele u siebie zmienić. Kiedyś może nadejdzie czas na te zmiany a wtedy na pewno wszystko zrelacjonuję tu na blogu! Koniecznie :)

środa, 1 stycznia 2014

Mówią: "uważaj, o czym marzysz"

A tak. Gdzieś to kiedyś zasłyszałam, w jakimś filmie chyba: uważaj o czym marzysz; przy wypowiadaniu życzeń.
Czasem na nieszczęście o kimś pomyślimy coś złego lub wypowiemy coś niefajnego tylko dlatego, że np. jesteśmy na kogoś źli. Ja wówczas, nawet jeśli na kogoś zła jestem to myślę: uważaj o czym marzysz. Zapala mi się lampka i nie ma wtedy mowy bym nawet wrogu źle życzyła.
Taka historia miała miejsce kiedyś. Nie pamiętam kto, ale jakiś słynny lotnik/pilot i jego przyjaciel z tej samej branży... O coś się pokłócili i jeden z nich miał lecieć samolotem gdzieś i drugi w nerwach życzył mu by nigdy nie wrócił. I tak też się stało - owy samolot miał wypadek i jego pilot zginął. Wyobrażacie sobie co jego przyjaciel czuł? No właśnie. Jakoś zaraz po katastrofie smoleńskiej o tym wspominali w telewizji i tak mi w pamięci to utknęło.

A piszę o tym bo Nowy Rok mamy i cóż, życzenia z tymi marzeniami mi się skojarzyły i tak pomyślałam, że posta napiszę :)

W zasadzie to nie mam o czym. Albo mam aż za wiele tematów, które mogłabym opisać tu, dlatego postanowię sobie tu i teraz: w 2014 roku pisać więcej postów :o Obym spełniła swe postanowienie :)

Szczęśliwego!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Studia lekarstwem

Oh, hej.

Ale ten czas pędzi. Dni mi uciekają przez palce.
Ostatnio nawet na wykładzie z chemii pytam znajomego:
- który dzisiaj jest: dwudziesty czy dwudziesty pierwszy?
- dwudziesty drugi.
I tak oto zdarza mi się stracić rachubę czasu.

A na studiach póki co bosko! Kij, że pewnie nie podołam matmie i chemii, ale co tam.

A teraz zima się zacznie, ło. Już dziś pociągi poopóźniane były a dopiero pierwszy śnieżny dzień.

Przypomniałam sobie o blogu bo pomyślałam o psychologu.
Wiecie, myślę, że ten blog był świetnym ratunkiem dla mnie gdy jeszcze byłam w takim niepewnym stanie, w którym pewnie będę jeszcze nie raz.
Miałam jeszcze powiedzmy tę nerwicę natręctw (chyba) i różne, dziwne myśli. Dziś już tak nie mam. Miałam przerwę w terapii u psychologa, wróciłam po miesiącu ale tylko dlatego, że byłam umówiona.

Sądzę, że póki co nie potrzebuję wizyt. Psychicznie czuję się bardzo dobrze, i na szczęście obyło się bez leków i innych takich, czego pragnęłam uniknąć i skończyło się po prostu na prawie półrocznej terapii z psychologiem. Całkiem w porządku. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się tak dobrze poczuję. Tonący brzytwy się chwyta, poszłam do psychologa i musiałam wierzyć, że to mi pomoże. I na dzień dzisiejszy przyniosło to efekt. A teraz też zima i brrr aż nie chce się wychodzić z domu! A co dopiero jeździć i tułać się autobusami by porozmawiać z psychologiem. Ale zobaczymy jak to będzie.

Muszę zdradzić jeszcze, że kluczem do dobrego samopoczucia było wyjście z domu, rozpoczęcie studiów i co najważniejsze... Kontakty międzyludzkie. To dziwne, nie przepadam za ludźmi, wolę czas spędzać sama niż udawać kogoś kim nie jestem by przypodobać się ludziom ale widać takie coś nie zdało egzaminu. Gdy byłam w Anglii to miałam współlokatorów, znajomych w pracy i było okej. Przyjechałam na święta do Polski gdzie przez większość czasu byłam tylko z mamą i mój stan psychiczny się pogorszył. Nie wychodzę z domu bo nie mam specjalnie do kogo, nie mam znajomych realnych, a znajomi z liceum mają swoje życia, swoje sprawy. Niektórzy nawet pozakładali już rodziny.
A odkąd poszłam na studia to wszystko się zmieniło. Poznałam całkiem fajnych, wesołych ludzi. Nawet jeśli rano przed wyjściem mam zły humor to na uczelni jakoś samo to mija gdy ich spotkam. Miło jest :)
Huh, tak od serca mi się napisało.

niedziela, 27 października 2013

Ksz, ksz...

...to tylko ja!

Ło! Troszkę mnie tu nie było, ale powracam.
Rozpoczęłam studia i póki co jest bardzo dobrze. Jestem mega zadowolona, mam świetną grupę, wspieramy się wzajemnie i współpracujemy ze sobą a takie coś aż zachęca do uczęszczania tam dlatego też nie mam problemów ze wstawaniem ani nic. Jest świetnie.

Nie wiem czy to sprawka tego, że zaczęłam chodzić na studia i z ludźmi się spotykać czy czego ale... Ale mogę chyba rzec, że przynajmniej na jakiś czas minął mi zespół stresu pourazowego. Nie mam już złych myśli, jestem "zabiegana" bo nauki trochę mam a i tez przy kompie bym chciała posiedzieć i z ludźmi pogadać więc skończę jedno i zaczynam robić drugie przez co mi niesamowicie szybko lecą tygodnie.

Postaram się może częściej pisać posty tu. Nawet nie mam czasu zrobić listy celów na ten miesiąc, ale też nie wiem co tam wpisać bo póki co, żyję taką teraźniejszością - nauczyć się tego i tamtego, zrobić to i tamto czyli coś co muszę i na tym się skupiam. Nie wyznaczam sobie osiągnięć żadnych (ale to na chwilę obecną).

Okej, to na dziś tyle, pozdrawiam ;)

niedziela, 6 października 2013

I studia rozpoczęte

Huh, tak, tak! Stało się! Jestem studentką.
Mam malutką, liczącą około 15 osób grupę. Tzn. na moim kierunku w tym roku jest tyle osób. Fajnie bo łatwo każdego poznać, zapoznać się i w ogóle...

Cóż, trzeba zaktualizować cele październikowe. Kompletnie nie wiem jakie wyznaczyć, bo póki co moim najbliższym celem jest wstać jutro rano po 5! i jakoś w zatłoczonym pociągu dojechać na uczelnię. Myślę też jaki przedmiot dodatkowy wybrać: ekonomię czy przedsiębiorczość. Do jutra muszę się zdecydować i nie wiem, kurcze... Nienawidzę być w takich sytuacjach ;<

No ale zastanowię się jeszcze a jutro... brrr... Właściwie pierwsze zajęcia :)
Gdzieś tu niedawno trafiłam na blog dziewczyny, pewnej studentki, która opisywała co należy mieć n studiach, także muszę go odnaleźć i czytnąć.